sobota, 23 sierpnia 2014

Klik klik klik



Klik klik klik

Autor: Kira
Liczba słów: 2935
Fandom: Plastic Tree
Paring: Tadashi x Ryutaro
Ostrzeżenia: Wulgaryzmy, erotyka, yaoi, niekanoniczność, niebetowane




— Ryu, Tadashi, kolacja!
   Wokalista niechętnie odlepił wzrok od ekranu monitora i spojrzał na drzwi. Przyglądał im się chwilę, jak gdyby potrafiły przeteleportować tu jego jedzenie. Niestety, kawałek drewna nie miał takich magicznych właściwości i brunet z goryczą zrozumiał, że musi ruszyć dupę i zwlec się na dół.
WinterLover: zaraz wracam, wołają mnie
Wystukał na klawiaturze.
YourOxygen: :c
YourOxygen: Ja też mam zaraz jakąś kolację czy coś właściwie.
WinterLover: smacznego
YourOxygen: Już tęsknię. <3
WinterLover: ha ha…
   Ryutaro podniósł się z obrotowego fotela, przeciągnął i ziewnął przeciągle. Strzyknął kostkami w dłoni by później nimi potrząsnąć.
   — Ryu, jasna cholera, rusz tu łaskawie dupę! — usłyszał głos z dołu. 
Idę przecież — bąknął i otworzył drzwi.
   Zszedł po schodach i bez namysłu udał się do kuchni.
   Przy stole siedział Kenken, który patrzył na niego z wyczekiwaniem, Akira zaczął już jeść, a Tadashi co chwila spoglądał na komórkę.
   — O co tyle hałasu? Przecież jestem.
   Kenken zmierzył go zirytowanym wzrokiem.
   — O to, że zawsze musimy na ciebie czekać.
   — Przesadzasz, pięć minut cię nie zbawi — skwitował i zajął miejsce tuż przy Hasegawie. Ten podniósł wzrok znad wyświetlacza i uśmiechnął się do niego lekko.
***
WinterLover: już jestem
YourOxygen: <3 <3 <3 <3
WinterLover: …
YourOxygen: Umierałem z tęsknoty.
WinterLover: no nie wiesssszzze, bo ja tesz!!!1!!one!!!1
YourOxygen: Obrażasz mnie ;c
WinterLover: bywa, życie jest ciężkie
YourOxygen: ;c ;c ;c ;c ;c
YourOxygen: Jesteś okrutnym człowiekiem.
WinterLover: wiem
YourOxygen: Nienawidzę Cię.
WinterLover: wiem
YourOxygen: Umrzyj.
WinterLover: dobrze
YourOxygen: Nie umieraj. ;c
WinterLover: przed chwilą kazałeś mi umrzeć ;-;
YourOxygen: Zmieniłem zdanie.
WinterLover: zachowujesz się jak baba w ciąży
YourOxygen: MOŻE JESTEM. BO MOGĘ.
WinterLover: O.o
WinterLover: z kim się puściłeś?
YourOxygen: A co Ci do tego?
WinterLover: może chcę wiedzieć, komu mój mąż daje dupy
YourOxygen: Nic Ci do tego. To moja dupa i moja ciąża.
WinterLover: dobra, jak chcesz, jutro wnoszę o rozwód
YourOxygen: ;c
WinterLover: idę zapalić, dobranoc
YourOxygen: Dobranoc. ;ccccc
Ryutaro westchnął głośno, wyłączył komputer i sięgnął po pudełko z fajkami.
***
Arimura wszedł na taras. Spodziewał się spędzić te pięć minut, które chciał przeznaczyć na wypalenie papierosa, samotnie. Niestety, odrobinę się zawiódł. Tadashi wpatrzony w ulicę naprzeciw stał, opierając się o balustradę.
— Hej — powiedział wokalista, stając obok niego.
— Hej — odparł chłodno blondyn, zaciągając się fajką.
Ryutaro popatrzył w stronę ulicy, po której leniwie sunęły samochody. Słyszał odległe głosy ludzi zagłuszone dźwiękami pojazdów.
Tuż nad jego głową poszybował szarawy obłoczek dymu. Mimo że dla większości ludzi były one raczej obrzydliwy, brunet lubił jego zapach.
Mmmm, ulubione papierosy o poranku.
— Hej, ty też słyszałeś ten hałas w nocy? — zapytał gitarzysta po długiej chwili milczenia.
Arimura głęboko zaciągnął się dymem.
— Strzelam, że Kenken znowu się wypieprzył, idąc w nocy do kibla.
Tadashi zaśmiał się krótko i kątem oka spojrzał na mężczyznę. Gdy Ryu zauważył jego uśmiech, kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.  
— A co, nie mam racji? — zapytał z przekornym uśmiechem.
Gitarzysta nie odpowiedział.
***
— Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, wygrałem. — Ryutaro przeciągnął się i ziewnął.
— Protestuję! Chcę dogrywki! — oburzył się blondyn, patrząc tępo na planszę chińczyka. Niebieskie pionki stały równo w swoim „domku”, niestety dwóm czerwonym nie udało się tam dotrzeć.
— Ale wiesz, że i tak przegrasz, prawda?
Tadashi burknął coś tylko pod nosem i wrzucił kostkę i planszę do pudełka.
***
YourOxygen: Nie lubię chińczyka.
WinterLover: co czemu?
YourOxygen: Bo tak.
WinterLover: bo tak
YourOxygen: No, tak! ><
WinterLover:  no tak
YourOxygen: ;~;
WinterLover:  ;-;
YourOxygen: Nienawidzę Cię.
WinterLover: też cię lubię
YourOxygen: PHI!
***
— Mama chciała przyjechać.
— Serio? Z jakiej to okazji?
Miała jakąś sprawę niedaleko, mówiła, że wpadnie, bo jest akurat przejazdem niedaleko.
— Spławiłeś ją, prawda?
— No jasne. — Tadashi wyszczerzył w uśmiechu zęby.
***
— Hej. Jest Ryutaro?
Tadashi zlustrował dziewczynę spojrzeniem.
— Jest — odpowiedział powoli. Jakby ostrożnie.
Minuta ciszy zagłuszana odgłosami ulicy.
— To, em… Zawołałbyś go?
Gitarzysta zmarszczył nos, ale otworzył szerzej drzwi i zawołał w głąb domu:
— Ryu, jakaś laska do ciebie!
Kobieta uśmiechnęła się do niego niezręcznie.
***
Blondynka oparła głowę na ramieniu mężczyzny i sięgnęła do miski z popcornem.
— Ryu, dlaczego tak długo się nie odzywałeś? — zapytała, obracając w dłoni ziarenko kukurydzy.
— Byłem trochę zajęty. No wiesz, zespół, te sprawy — odparł odrobinę chłodno. Za chłodno.
Kobieta skrzywiła się. Starała się jednak wyjść z tego z twarzą.
— Wiesz… Mamy dzisiaj czas, żeby to wszystko nadrobić, prawda, kochanie? — wymruczała, klękając na kanapie między jego nogami. Uśmiechnęła się i spojrzała mu głęboko w oczy.
— Prawda.
Blondynka złączyła ich usta w namiętnym pocałunku.
***
Tadashi siedział na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Co chwila odblokowywał telefon i spoglądał na komunikator w oczekiwaniu na odpowiedź.
WinterLover: napiszę dzisiaj wieczorem
YourOxygen: Ale obiecujesz?
WinterLover: jasne, że obiecuję
WinterLover: do później
YourOxygen: Aha, trzymam Cię za słowo. Do później.
WinterLover: c:
Korciło go, żeby napisać, żeby sprawdzić czy przypadkiem go nie ma. Odetchnął głośno i spojrzał na ostatnie zdania ich dzisiejszej popołudniowej rozmowy raz jeszcze. Westchnął głośno, zablokował urządzenie i bestialsko rzucił je na łóżko. Wziął ręcznik i powłóczył nogami do łazienki.
***
Pchnęła go na łóżko. Patrzył, jak ta siada na nim okrakiem i przysuwa się do jego ust. Uśmiechnęła się.
On też próbował. Ale coś mu nie wyszło. Zamiast tego na jego wargach pojawił się jakiś koślawy grymas. Kobieta jednak tego nie zauważyła. Zajęta była rozpinaniem jego rozporka.
Jej oczy błyszczały, twarz promieniała. Wydawała się tak szczęśliwa.
Ryutaro aż serce ścisnęło się z żalu. Pluł sobie w brodę, że nie potrafił otwarcie powiedzieć jej prawdy. Prawdy o tym, że chyba się zakochał.
I to w mężczyźnie.
Pocałowała go. Bardzo namiętnie. Wiedział, że jej tego brakowało. Bliskości, czułości, seksu i jego.
Na żywo, a nie przez Internet.
Chyba odwzajemnił jej pocałunek. Nie pamiętał nawet. Bo cały czas myślał o tym, że chyba zawiódł czyjeś nadzieje.
***
WinterLover: napiszę dzisiaj wieczorem
YourOxygen: Ale obiecujesz?
WinterLover: jasne, że obiecuję
WinterLover: do później
YourOxygen: Aha, trzymam Cię za słowo. Do później.
WinterLover: c:
Jego obietnicę znał już na pamięć. Przeczytał ją w trakcie jednego wieczora już setki razy.
Siedział na łóżku oparty o ścianę. Krople wody z jego włosów leniwie spływały na mokre już ramiona i tors.
Zablokował telefon i przysunął urządzenie do ust. Trwał tak kilka sekund, po czym znów go odblokował i przeczytał po raz setny pierwszy jego słowa.
WinterLover: napiszę dzisiaj wieczorem
YourOxygen: Ale obiecujesz?
WinterLover: jasne, że obiecuję
Zacisnął powieki.
Po kilku sekundach otworzył oczy i znów spojrzał na ekran.
WinterLover: jasne, że obiecuję
— Obiecuję… Gówno prawda. — Zirytowany i rozżalony cisnął telefon na drugi koniec pokoju.
***
— Ryuu…— wyjęczała przeciągle w jego usta.
Pocałował ją. Ich języki złączyły się w namiętnym tańcu, a ciała przylgnęły jeszcze bliżej siebie.
Cholera, myślał gorączkowo Ryu, jeszcze Tadashi usłyszy.
Przeklął szpetnie pod nosem.
Kobieta znów jęknęła, tym razem o wiele głośniej.
Wokalista niemal natychmiast zasłonił jej usta dłonią. Nieświadomie wgryzła się w jego palce.
Skrzywił się.
***
 Wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w rysę na ekranie telefonu.  Przyciskał guzik z boku obudowy, by wyświetlić ekran blokady, spojrzeć to na pasek powiadomień, to na zegarek, i znów zablokować telefon.
Zza ściany słyszał jęki rozkoszy i gorączkowo wypowiadane słowa, które dzwoniły mu w uszach.
Ryu, oh Ryu, ah, ah, Ryuu!, pobrzmiewało mu w głowie.
Czuł, jakby ktoś go dusił. Jakby boleśnie ściskał mu szyję.
Ryuuu…!
***
Leżał na łóżku wpatrzony w sufit. Nagle wydał mu się jakiś niezwykle interesujący.
Na szyi czuł ciepły oddech blondynki, która leżała przy nim, kurczowo go przytulając.
Tak, jakby miał odejść.
Nagle rozpłynąć się.
Zniknąć.
Tak po prostu.
Zaklął szpetnie pod nosem. 
***
Arimura wyszedł na balkon. Obudził się dzisiaj wyjątkowo wcześnie, właściwie to prawie wcale nie spał, więc miał pewność, że porannego papierosa przyjdzie mu wypalić samemu.
Naprawdę bardzo się pomylił.
Oparty o barierkę i wpatrzony w niebo Tadashi stał, trzymając fajkę między dwoma palcami. Spalony tytoń kruszył się powoli na kafelki.
— Hej.
— Hej.  
I znowu zaległa między  nimi ta przerażająca, niemal toksyczna cisza.
— Co tu robisz tak wcześnie? — zapytał w końcu Ryuutaro.
Tadashi podniósł na niego wzrok. Jego oczy były zapadnięte i dziwnie puste. Jakby trochę bez wyrazu.
— Mógłbym zapytać cię o to samo…
Wokalista wlepił spojrzenie w kafelki.
— Nie mogłem spać — wyznał.
— Oh, dziwne, bo ja też nie — powiedział ironicznie blondyn.
Ryu westchnął i sięgnął do paczki z fajkami, którą cały czas trzymał w dłoni. Wyciągnął jednego papierosa i zapalił.
Zaciągnął się dymem.
***
Jego przyjaciel dawno już wszedł do domu, a on sam nadal sterczał na balkonie. Nie miał ochoty wracać do środka, a w szczególności nie miał ochoty spoglądać na tę blondwłosą zdzirę.
Od samego początku jej nie lubił.
Przecież ona tak bardzo nie pasowała do Ryutaro. A mimo to nadal z nią chodził, nie potrafił zrozumieć, dlaczego.
W palcach powoli, jakby od znudzenia obracał komórkę.
Kiedy urządzenie nagle zawibrowało, Tadashi omal nie zrzucił je na płytki wykładające balkon. Szybko, drżącymi palcami odblokował telefon.
To, co zobaczył na ekranie, spowodowało, że na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
***
— Gdzie SooRi? — zapytał zdziwiony, wchodząc do kuchni i zastając Ryu siedzącego samego przy stole.
— Wyszła do koleżanki. Mieszka tu gdzieś niedaleko — odpowiedział beznamiętnie, sięgając po kolejnego chipsa.
— Co ty w ogóle robisz?
— Rozwiązuję krzyżówki.
— Co?
— Pan-Wieczny-Foch-Na-Przyjaciela na 7 liter, zaczyna się na T, a kończy na shi. Wiesz, co to może być?
Tadashi zaśmiał się cicho.
— Serio pytam! — żachnął się ze szczerym uśmiechem na ustach.
— Pokaż, gdzie ty to masz? — Gitarzysta pochylił się nad ramieniem mężczyzny. Ryutaro natychmiast zamknął zeszyt z krzyżówkami i wyszczerzył się do Hasegswy.
***
— Tadashi! Idziesz?
— Już, chwila!
Gitarzysta po raz ostatni spojrzał na ekran telefonu, uśmiechając się po raz setny tego dnia.
— Tadashi Hasegawa, gdzie pan jest?
— No, juuuż!
WinterLover: przepraszam
WinterLover: ale ze mnie dupek ;c
Blondyn zablokował telefon, rzucił go na łóżko i wyszedł z pokoju, krzycząc „Już idę mamoo!”
***

Siedzieli na kanapie i oglądali film. Ryutaro trzymał na kolanach miskę z popcornem, do której co chwila sięgali Kenken, Akira i Tadashi. Czuł się trochę osaczony, no ale cóż miał zrobić. Miał przynajmniej najlepszy dostęp do prażonej kukurydzy.
Spojrzał na chwilę w bok i jego wzrok spotkał się z tym Tadashiego. Uśmiechnął się do niego.
***
WinterLover: zastanawiam się czasem
YourOxygen: Hm?
WinterLover: dlaczego życie jest takie skomplikowane
YourOxygen: I Ty pytasz o to mnie…?
WinterLover: tak
YourOxygen: No to powodzenia, bo jestem największym życiowym nieudacznikiem, jakiego nosiła ta ziemia.
WinterLover: już nie przesadzaj
YourOxygen: Wcale nie przesadzam.
WinterLover: przesadzasz
YourOxygen: No może tak trochę.
WinterLover: trochę
YourOxygen: Ale tylko tak tycień, tycieńkę.
WinterLover: głupek
YourOxygen: ;c
WinterLover: nie płacz ;-;
YourOxygen: Będę.
YourOxygen: Bo jesteś potworem.  
WinterLover: wiem, że i tak mnie kochasz c;
YourOxygen: PHI!
YourOxygen: Spierdalaj.
WinterLover: ;ccc
***
— I raz, i dwa, i trzy.
Nim jednak którykolwiek z muzyków zaczął grać, do Sali wpadła blondwłosa, młoda kobieta.
— Ryu, Ryu! — zawołała od progu.
—SooRi, co ty tutaj robisz? — zapytał szczerze zaskoczony.
— Szukałam cię i nigdzie nie mogłam znaleźć. Bardzo wam przeszkodziłam? — zmieszała się, widząc, że trzymali w dłoniach instrumenty.
— Tak tylko trochę — odezwał się lekko zirytowany Tadashi.
***
— Plastic Tree! Plastic Tree! Plastic Tree! — skandowały, a raczej ryczały fanki. Wyciągały dłonie w nadziei, że któryś z muzyków ich dotknie.
Tadashi był w niebo wzięty. Dawno już nie mieli koncertu i zdążył już za tęsknić za tą adrenaliną, sceną i tłumami.
Uśmiechał się jak głupi do fanów i Ryu. W szczególności do Ryu.
***
Siedział na łóżku w swoim pokoju oparty o ścianę. W dłoniach ściskał telefon.
—Tadashi, zastanów się, musisz podjąć decyzję… — szeptał sam do siebie. — Bądź facetem, miej jaja…
Spojrzał na telefon. Na rysę, która początek miała w lewym górnym rogu ekranu, biegła gdzieś przez pięć centymetrów na dół w prawo i kończyła się na samym środku wyświetlacza.
— Tadashi, ty idioto…
Odblokował urządzenie.
***
YourOxygen: No jasne. xD
WinterLover: dokładnie
WinterLover: Też bym tak chciał xD
YourOxygen: Hej…
WinterLover: hm?
YourOxygen: Mam Ci coś ważnego do powiedzenia.
WinterLover: serio?
YourOxygen: Ahm.
WinterLover: no to mów
YourOxygen: Ostatnio zauważyłem, że nasze relacje nie są tylko przyjacielskie
WinterLover: i…?
YourOxygen: Słuchaj, naprawdę Cię lubię…
WinterLover: ale…?
YourOxygen: Ja chyba się zakochałem.
WinterLover: rozumiem
YourOxygen: Serio?
WinterLover: aha
YourOxygen: Nie jesteś zły czy coś?
WinterLover: czemu miałbym?
YourOxygen: Nie wiem.
WinterLover: nic sobie przecież nie obiecywaliśmy
YourOxygen: No wiem, ale…
WinterLover: wszystko jest okey
WinterLover: lecę na kolację
WinterLover: do później
YourOxygen: Do później. C:
***
Ryutaro tępo wpatrywał się w ekran komputera. Dalej nie wierzył, w to, co przeczytał. A czytał to raz, za razem przez ostatnie dziesięć minut.
Ukrył twarz w dłoniach.
Czuł się, jakby ktoś ścisnął mu gardło. Chciał krzyczeć, ale nie mógł, po prostu nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
Od jakiegoś czasu zastanawiał się nad tym, czy nie zerwać z SooRi i nie wyznać mężczyźnie, co do niego czuje. A on teraz wyskakuje mu z czymś takim…?
— O, hej, Ryu, szukałam cię, chciałam zapytać… — urwała, gdy zobaczyła, w jakim stanie jest jej chłopak — Ryu, coś się stało?
— Nie, to nic takiego… — odpowiedział słabo. Sam się sobie  zdziwił, bo coś zaczęło w nim wrzeć. Czuł nieuzasadnioną irytację i miał ochotę się wyżyć.
— Mogę jakoś pomóc? — Te słowa przelały czarę goryczy. Wokalista popatrzył na dziewczynę z taką nienawiścią, że ta aż się wzdrygnęła.
— Bardzo mi pomożesz, jak wypierdolisz z mojego życia — wysyczał, piorunując ją wzrokiem.
— Kochanie, dobrze się czujesz? — zapytała wystraszona.
— Po prostu idź i nigdy już nie wracaj! — ryknął, podnosząc się nagle z fotela.
— J-Ja… — chciała coś powiedzieć, ale po wyrazie jego twarzy wiedziała, że nie powinna.
— Przepraszam… — wyszeptała i wybiegła z pokoju.
Ryutaro z wściekłości rzucił myszką o ścianę.
***
Był szczęśliwy.
Tak bardzo szczęśliwy, że zrozumiał.
Teraz po prostu musi iść do Ryu i mu o wszystkim powiedzieć. Był świadom, że może go za to znienawidzić, ale przecież tylko raz się żyje.
Wychodząc z pokoju usłyszał krzyk. Sekundę później zobaczył jak zza drzwi wybiega SooRi. Chciał zapytać, co się stało, ale wyglądała na zbyt zdruzgotaną.
Owszem, nie lubił jej, nawet bardzo, ale to nie znaczy, że miał ją krzywdzić.
Szczególnie jeśli płakała.
— Ryu? — zapytał, pukając w powietrze. Wszedł do pokoju.
Nigdzie nie widział wokalisty, najpewniej musiał być w łazience.
Usiadł na krześle obrotowym i wtedy, całkiem przypadkiem spojrzał na ekran.
WinterLover: aha
YourOxygen: Nie jesteś zły czy coś?
WinterLover: czemu miałbym?
YourOxygen: Nie wiem.
WinterLover: nic sobie przecież nie obiecywaliśmy
YourOxygen: No wiem, ale…
WinterLover: wszystko jest okey
WinterLover: lecę na kolację
WinterLover: do później
YourOxygen: Do później. C:

— C-Co…? — Nie mógł w to uwierzyć. To przecież niemożliwe… Nie, możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne.
— To chyba, kurwa, jakiś żart… — wymamrotał. Spojrzał jednak na górę strony. Tam jak wół, jawiła się odpwiedź.

Znajomi                         Wiadomości                         Profil                         Wyloguj  (WinterLover)

— Tadashi…? — zapytał Ryu, wchodząc do pokoju. — Co ty tu robisz?
— Ryu, ja…
Wokalista miał wilgotną twarz, a z jego włosów krople wody powoli kapały na białą koszulę, też zresztą mokrą.
Brunet przyglądnął mu się pytająco pustymi, niemal trupimi oczami.
Gitarzysta wstał gwałtownie z fotela i podszedł do Arimury. Popatrzył mu głęboko w oczy.
— Ryu, kocham cię — powiedział pewnie. Nim mężczyzna zdążył zareagować Hasegawa przyciągnął go do siebie i pocałował w usta. W geście tym zamknął wszystkie uczucia, które do niego żywił, wszystko, co chciał mu przekazać, powiedzieć bez słów.
Na początku wokalista nie wiedział, co ma robić. Był zbyt roztrzęsiony, smutny, odrobinę zdesperowany. Śmierdział zawiedzionymi nadziejami na kilometr.  
Ale po chwili się otrząsnął. Co mu szkodzi? I tak jego „wielka miłość” go nie chce czemu by nie spróbować.
Odwzajemnił jego pocałunek i pozwolił popchnąć się na łóżko.
Krew szumiała w mu w głowie, nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie zauważył nawet, kiedy Tadashi pozbawił go koszulki i zszedł pocałunkami na jego tors.
Nie wiedział, co się dzieje, ale chciał wykorzystać ten słodki moment niewiedzy do cna.
Przyjemny ciężar Tadashiego, uwieszonego tuż nad jego ciałem, ciepło jego ciała, zapach perfum – to wszystko otępiało jego zmysły.
Chyba nie potrafił przyznać przed samym sobą, że coś jednak czuje.
Nie tak wielkiego jak do NIEGO, ale coś podobnego pokroju.
Kiedy dłonie gitarzysty powędrowały do jego paska od spodni, spojrzał mu głęboko w oczy. Widział w jego ciemnych źrenicach jakieś cudownie rozkoszne iskierki. Czyżby był naprawdę szczęśliwy?
Podniecił się. Tadashi mógł to zauważyć.
Normalnie zalałby się chyba rumieńcem i jak najszybciej uciekł, ale teraz właściwie było mu wszystko jedno. Niech zrobi sobie z nim, co chce. I tak nie ma już ochoty żyć.
Po jakiejś chwili zorientował się, że nie ma na sobie spodni, a gitarzysta dotyka go przez bokserki.
Kręciło mu się w głowie, było mu cholernie gorąco i czuł, że chyba zaraz zwymiotuje.
— Ryu… — usłyszał mruknięcie blondyna. — Ryu, słuchaj, muszę powiedzieć ci coś…
— Oh, zamknij się — warknął, oparł dłonie na jego karku i przyciągnął do siebie.
Ich języki ocierały się o siebie w namiętnym tańcu. Tadashi mocno obejmował wokalistę, a ten oplótł nogi wokół ciała Hasegawy.
— Oh… —Tym razem jęknął Arimura, gdy mężczyzna zsunął się pocałunkami na jego szyję i chyba zostawił tam kilka malinek. Czuł się trochę jak jakaś trzeciorzędna dziwka, ale to nie miało teraz znaczenia.
Co z tego, że wykorzystywał kogoś, kto naprawdę go kochał.
Albo przynajmniej utrzymywał, że kocha.
Pomógł mężczyźnie zrzucić z siebie koszulę. Po chwili poczuł jak dłoń gitarzysty wsuwa się pod jego bokserki.
Ten popatrzył na niego pytająco, jak gdyby oczekując przyzwolenia. Ryutaro nie odpowiedział, po prostu wpił się w jego usta.
Jęknął, gdy dłoń blondyna zaczęła się poruszać.
Jego oddech był coraz szybszy i coraz bardziej urywany. Czuł się trochę, jakby właśnie ledwo co udało mu się złapać autobus.
— Tadashi… — jęknął przeciągle.
— Wiem. — Odpowiedział mu uśmiechem.
***
Obudził się dość późno. Usiadł na łóżku, przeciągnął się i przetarł oczy.
— Ja pierdolę… Mój tyłek…
Przeklął siarczyście.
Nagle usłyszał dziwny dźwięk, coś jakby burczenie. Spojrzał na poduszkę obok.
Telefon.
I do tego telefon Tadashiego.
Chciał go zignorować, ale urządzenie nadal natrętnie wibrowało. Odblokował klawiaturę i spojrzał na ekran.
Wlepił zaskoczony wzrok w wyświetlacz.

WinterLover: wszystko jest okey
WinterLover: lecę na kolację
WinterLover: do później
YourOxygen: Do później. C:

—21.06.2014—

WinterLover: Kocham Cię, Ryu. 

***
Tym razem oneshot dla przyjaciółki z okazji urodzin (znowu). Tym razem baaaardzo spóźniony. No cusz, tak to już jest z tymi leniwymi bambusami... I w sumie miałam coś jeszcze dopisać, ale tak jakoooś...
Chatowy styl pisania Ryutaro (WinterLovera) inspirowany tym mojego przyjaciela. A tytuł... W sumie na tytuł nie miałam pomysłu, ten był taki roboczy i przy nim jakoś zostałam. </3
I w sumie trochę się podłamałam. Nikt nie rozumie mojej twórczości. ;-; Tylko ja sama. Tragedija po prostu, tragedija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz